Czytam stale, ale ze względów zawodowych jest to przede wszystkim literatura fachowa. Odczuwam niedosyt beletrystyki. A w tej dziedzinie też ukazuje się dużo ciekawych pozycji. Niestety, mam na to coraz mniej czasu, bo liczba nowych publikacji w mojej dziedzinie, czyli filozofii prawa, teorii prawa,  psychologii kognitywnej, jest tak duża, że trudno wręcz nad tym zapanować.

Treści ważne, forma trudna
Dużo czytam i muszę powiedzieć, że trochę cierpię z powodu formy obowiązującej w tej części literatury. Otóż, z pewną ironią twierdzę, że jesteśmy ofiarami szkoły lwowsko-warszawskiej w polskiej humanistyce, czyli nasze pisanie przez humanistów jest z reguły nieciekawe. Ważne, głębokie, ale nieciekawe. W wielu dziedzinach tak się stało.  No i w efekcie przebicie się przez tę całą warstwę pojęciowo-definicyjną, przez tę klarowność języka, którą próbuje się osiągać, nie jest łatwe. To powoduje, że wielu czytelników odpada na definicjach i narzuconej im dyscyplinie językowej. Natomiast brak jest eseistycznego pisania, solidnego w warstwie merytorycznej, ale przystępnego w odbiorze przez czytelnika. Dalej może to być naukowe pisanie. Taka norma obowiązuje w krajach anglosaskich. Nasi prawnicy odkryli tam na przykład Ronalda Dworkina, którego książki o filozofii prawa nie są tak trudną lekturą jak książki mojego Mistrza, Jerzego Wróblewskiego, którego bardzo trudno się czyta, podobnie jak Kazimierza Opałka, czy Zygmunta Ziembińskiego. Chociaż profesor Ziembiński miał trochę lżejszy sposób pisania.

Nasi autorzy też tak próbują
Ale nie mogę tylko narzekać, bo pojawiają się też coraz częściej prace łamiące ten schemat. Ostatnio przeczytałem taką książkę Wojciecha Cyrula o roli komunikacji w tworzeniu i stosowaniu prawa. Więcej>>>  Zostałem zresztą poproszony o napisanie recenzji o tej książce do kwartalnika Krajowej Rady Sądownictwa co oznacza, że nie tylko ja poznałem się na jej walorach. A jest to świetna książka, którą każdemu prawnikowi polecam, a szczególnie tym, którzy korzystają z Lex-a, albo innego systemu informacji prawnej. Autor opisuje bardzo ciekawe problemy związane z odchodzeniem od tekstu klasycznego na rzecz hipertekstu, charakterystycznego dla systemów informacji prawnej.  To jest przekaz, który od razu zawiera wiele dodatkowych elementów związanych z informacją podstawową, jeśli więc jeśli czytamy omówienie jakiegoś przepisu, to hipertekst wiąże nasze czytanie z orzeczeniami na ten temat, wskazuje opublikowane komentarze, czy inne przepisy powiązane z tym podstawowym, nawet przydatne książki. To jest bardzo pożyteczne i praktyczne, ale jednocześnie rodzi nowe problemy, bo my jako użytkownicy Lex-a po zadaniu pytania dostajemy tak dużą ilość informacji, że często wręcz czujemy się w tym zagubieni. W swojej książce W. Cyrul zastanawia się nad konsekwencjami tego nowego zjawiska. Zadaje wręcz pytanie, czy sposobem na zaradzenie temu swoistemu kryzysowi nie jest budowa sztucznej inteligencji. Nie na skalę „Odyssei kosmicznej”, raczej na skalę naszych rozumowań, naszych potrzeb argumentacyjnych. System mógł rozpoznawać na przykład moje intencje interpretacyjne, które przejawiam w moich pracach, bo wybieram te a nie inne orzeczenia, czytam określone książki. Autor jest jednak sceptykiem, co do takiego rozwiązania opartego na sztucznej inteligencji, ale ma za to sporo sugestii co do rozbudowy hipertekstu, wzbogacenia go.
Muszę stwierdzić, to jest taki typ lektury, który na początku może stwarzać wrażenie trudnej, ale po pierwszych stronach czuje się, że tak nie jest, bo jest napisana już w tym nowym stylu. Może dlatego, że autor jest wprawdzie wychowankiem Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale potem wiele lat spędził w Belgii i tam pracował pod kierunkiem prof. Marka Van Hoecke. I widać, że coś w nim z tamtej szkoły zostało, przyjechał do kraju nowy autor.
Skoro recenzję tej książki zamówili u mnie sędziowie z KRS to oznacza, ze jest to dla nich interesujący problem. Zasługą autora, który na co dzień współpracuje z inżynierami z AGH zajmującymi się problemami informatycznymi, jest to, że potrafił te zagadnienia w przystępny, ale nie uproszczony sposób wyrazić.  No i jest to dowód na to, że przykłady pisania o prawie w taki bardziej eseistyczny sposób, zaczynają się u nas pojawiać.

Książka o empatii dla prawników
Ale ostatnio zachwyciła mnie książka angielska, choć dostępna w języku polskim. To praca Simona Baron-Cohena, psychologa z Cambridge, który napisał znakomitą książkę o teorii zła. Więcej>>>   To jest książka wskazująca na rolę empatii  w życiu i w prawie. Mówiąc krótko, my jesteśmy dzisiaj ofiarami takiego przekonania, że istotą zła jest brak empatii. A on pokazuje sytuacje, w których nawet brak empatii wcale nie przeszkadza w działaniach moralnych. Bardzo ciekawie ten problem został opisany, także w oparciu o eksperymenty. Autor klasyfikuje to zjawisko, wskazując trzy typy ludzi o różnych przejawach empatii, albo jej braku. Są więc osoby z tzw. pogranicza, są psychopaci no i wreszcie, co mnie najbardziej zaciekawiło, wyodrębnia się także narcyzów. Żartobliwie można powiedzieć, że chyba  połowę naukowców należałoby do tej ostatniej grupy zaliczyć, szczególnie humanistów. Narcyzm opisuje autor też jako pewne zakłócenie empatyczne. Bardzo interesująca książka dla każdego prawnika, rzecz z dziedziny bardzo naukowej, z psychologii kognitywnej, gdzie jest dużo statystyk, badań empirycznych, a autor potrafi je przekazać w bardzo przystępny sposób. Szczerze mówiąc, chciałbym być takim autorem, jest to teraz moje marzenie, bo ta szkoła lwowsko-warszawska jakoś tak wciąż na ramieniu siedzi w czasie pisania.

Solidna nauka i twardy tekst
Nie można upowszechnienia się tego stylu w polskiej humanistyce potępiać, bo w tamtych czasach, szczególnie w okresie PRL, takie pisanie miało swoje uzasadnienie. Było ucieczką od ideologii. Jeśli tak się pisało, można było nie ponosić ceny ideologicznej, którą wielu autorów musiało w tamtych czasach płacić. System na to pozwalał, dopuszczając pewna fasadowość humanistyki. Władza mogła się chwalić, że i u nas uprawiało się solidną naukę. Było to w dużym stopniu prawdą, w tej części na pewno nasza humanistyka rozwijała się, ale dzisiaj wyraźnie nie jest w stanie dobrze dyskutować z czytelnikiem o pewnych problemach, najczęściej natury aksjologicznej. W jakimś stopniu to chyba jest też przyczyną , że studenci teraz mało czytają.
Oni są dziś szalenie inteligentni i potrafią sobie doskonale z różnymi problemami radzić. Często dużo wiedzą, ale to nie jest wynik czytania książek. To jest głównie wiedza z internetu, ale też nie z książek, które są przecież w sieci dostępne. Zazwyczaj używają jakichś skrótów, omówień, kompilacji. Widać  to często w argumentacji, jaką przedstawiają. Mają dużą odwagę argumentacyjną, ale brak pewnego pogłębienia. Częste jest wyważanie otwartych drzwi.

Tak się czyta jedno zdanie
Nie mają też cierpliwości do czytania. Co kilka lat prowadzę ze studentami seminarium, które nazywam średniowiecznym. Polega ono na tym, że bierzemy jakąś klasyczną książkę i przez rok ją czytamy. Ja ich uczę, jak się czyta jedno zdanie. Czasami pół strony przeczytamy w dwie godziny, bo każde zdanie analizujemy. To jest o tyle atrakcyjne, że studenci nie muszą się do seminarium przygotowywać, ale w to zadanie, które im wyznaczam, muszą sporo wysiłku włożyć. Każdy musi kolejne zdanie przeczytać i skomentować. Ja potem jeszcze dodaję coś od siebie, ale mam nadzieję, że oni w ten sposób nabierają szacunku do czytania. Dostają także taki przekaz, że z tego typu lektur można otrzymać dużo inspiracji. Odkrywają typ czytania, z którego wyłaniają się nowe myśli, a to jest najcenniejsze czytanie, takie refleksyjne. Nie chodzi tylko o zrozumienie, bo ono jest drugim etapem odbioru treści, po tej podstawowej warstwie językowej. Dopiero na końcu tego procesu pojawia się trzecia warstwa, symboliczno-rozwijająca i ten trzeci poziom jest szczególnie ważny. Jest dzisiaj strasznie trudno do niego dochodzić, ponieważ żyjemy w ogromnym pośpiechu. Brakuje nam często na to czasu.

W obcym języku czytamy, ale czy rozumiemy?
Podobny problem jest z tekstami obcojęzycznymi. Też czytamy je szybko i uznajemy, że skoro rozumiemy tekst, to poznajemy jego zawartość. A często jest to złudzenie, bo jesteśmy zaledwie na pierwszym, a w najlepszym przypadku na drugim ze wspomnianych wcześniej poziomów odbioru. Warto o tym pamiętać, niezależnie od języka lektury, i dążyć do pełnego odbioru treści. Szczególnie istotne jest to w odniesieniu do publikacji z zakresu filozofii. I może dlatego filozofia nie cieszy się dzisiaj wielką popularnością, ponieważ ten typ literatury wymaga jednak pogłębionej, a więc także czasochłonnej analizy. Kiedyś więcej było takich ludzi, którzy właśnie w taki sposób czytali książki, a dzisiaj to tempo życia jest tak duże, że coraz mniej z nas może sobie na to pozwolić.

Wyzwanie dla autorów
Ale problem jest nie tylko po stronie czytelników. Także obowiązkiem autorów jest takie pisanie, by lektura tekstu nie wymagała nadmiernego wysiłku. Mówiłem już o tym, że u nas nie może jeszcze przebić się ten anglosaski model pisania w prosty sposób nawet o skomplikowanych problemach. Chociaż  muszę stwierdzić, że jest już trochę dobrych przykładów. Tak właśnie pisze swoje socjologiczne książki Piotr Sztompka, także Grażyna Skąpska z zakresu socjologii prawa. Kiedyś czytałem jej książkę o młodych polskich biznesmenach ze studentami i studenci byli tą lekturą zafascynowani.  Pojawiają się już również tego typu książki z filozofii prawa. Przykładem  jest Lech Morawski. On ma tę zdolność prostego pisania o filozofii prawa, dzięki czemu jest bardzo popularny wśród studentów.  Myślę, że także w tym tkwi tajemnica popularności książek Romana Tokarczyka, który też ma umiejętność zadzierzgnięcia więzi eseistyczno-literackiej z czytelnikiem.
Więcej:
imagesViewer

Potrzebny nowy standard
Ale na razie jest to jeszcze kwestia indywidualnych zdolności, a nie standardu.  Takie pisanie nie jest jeszcze normą, a wielu prawników uważa wręcz to za rodzaj dyshonoru. Nie ma wciąż u nas takiego wymagania wobec autorów. Tymczasem w krajach anglosaskich nie można się wybić jako filozof, jeśli nie jest się dobrym pisarzem. Tacy autorzy jak wspomniany już Dworkin, czy Herbert Hart, pisali świetnie. Zapewne też dlatego my z naszymi pracami nie jesteśmy w stanie przebić się w szerszy świat. Mamy dobrą naukę, ale ona, filozofia, prawo, cała humanistyka, jest jakoś tak „zatrzaśnięta” w pewnym kontekście historycznym. Czytając przedwojenne prace Bronisława Wróblewskiego, ojca Jerzego, mimo że i jemu była bliska szkoła lwowsko-warszawska, to odczuwa się, że są to teksty bardzo literackie, eseistyczne.

Trzeba popularyzatorów prawa
Mam nadzieję, że taki nowy standard pisania będzie się kształtował, co z kolei może być impulsem do wzrostu czytelnictwa. Także impulsem do czytania książek o prawie przez ludzi nie zajmujących się prawem. Słucham na przykład w telewizji ludzi zajmujących z różnych powodów wysokie pozycje w hierarchii społecznej, którzy wypowiadają się na tematy związane z prawem, zupełnie tego prawa nie rozumiejąc, nawet podstawowych pojęć, gdyż nie czytają o tym. Oni nie są prawnikami, ale też nie maja do dyspozycji zbyt wielu dobrych lektur, które mogłyby im pomóc w zrozumieniu podstawowych pojęć i zasad prawa.
W krajach anglosaskich te dobre standardy pisania książek zostały wymuszone przez rynek. Tam po prostu nikt nie wydałby książek nie spełniających tych standardów, bo taki wydawca prędzej, czy później by splajtował. U nas ten mechanizm jakoś jeszcze nie zadziałał.
Zanotował: Krzysztof Sobczak
…………
Prof. Marek Zirk-Sadowski (ur. 6 lipca 1952 w Łodzi) – prawnik, profesor Uniwersytetu Łódzkiego, sędzia i wiceprezes Naczelnego Sądu Administracyjnego.  Jest m.in. autorem podręcznika – Wprowadzenie do filozofii prawa.

Polecamy lekturę:

imagesViewer