Trzech pracowników połczyńskiej spółki "Eskorta", działającej w branży ochrony mienia, w 2014 r. w wydziale pracy Sądu Rejonowego w Białogardzie złożyło pozew, domagając się od pracodawcy wypłaty należnych świadczeń. Chodziło łącznie o około 85 tys. zł (bez kosztów sądowych i zastępstwa procesowego). Udziałowcem w spółce był wtedy komornik z Białogardu, a prezesem jego żona. Gdy byli już pracownicy proces wygrali, małżeństwo z "Eskortą" nie miało już nic wspólnego, a spółka nie miała majątku. Jak twierdzili pokrzywdzeni, "jej prezesem, a potem likwidatorem zostały tzw. słupy".

Po trwającym ponad rok śledztwie prowadzonym przez w Prokuraturę Okręgową w Koszalinie komornik i jego żona usłyszeli zarzuty. Jak poinformował PAP rzecznik tej prokuratury Ryszard Gąsiorowski, podejrzana usłyszała dwa zarzuty, oba związane z pełnieniem przez nią obowiązków prezesa zarządu spółki "Eskorta". Pierwszy to uporczywe naruszanie praw pracowników. Grozi za to do dwóch lat pozbawienia wolności.

"Od stycznia 2013 r. do marca 2014 r. podejrzana doprowadziła do naruszenia praw zatrudnionych w pełnym wymiarze czasu pracy trzech pracowników w ten sposób, że dodatkowo zawierane były z nimi umowy o dzieło, które zobowiązywały ich do wykonywania identycznych czynności, jakie świadczyli w ramach umowy o pracę. Przez to prezes pozbawiała ich prawa do wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych, świadczeń dodatkowych. To rzutowało też na zaniżenie składek ZUS" - powiedział rzecznik prokuratury.

Kobieta miała też udaremniać zaspokojenie wierzycieli, którymi byli ci trzej pracownicy, za co grozi do pięciu lat pozbawienia wolności. "Podejrzana w październiku 2014 r. jako prezes spółki, wiedząc już o wytoczeniu powództwa przez trzech pokrzywdzonych, (…) wiedząc, że może przegrać proces, sprzedała stanowiące majątek spółki samochody" - powiedział PAP Gąsiorowski.

Komornikowi prokuratura postawiła te same zarzuty. "Podejrzany nie był formalnie upełnomocniony jako prezes zarządu, ale faktycznie on w imieniu spółki rozmawiał z pokrzywdzonymi pracownikami, proponował zawarcie umów. On prowadził sprawy spółki, on podejmował wspólnie z podejrzaną decyzje co do sprzedaży aut" – wyjaśnił Gąsiorowski.

Dodatkowo podejrzany usłyszał zarzut nadużycia uprawnień jako komornik w celu uzyskania korzyści majątkowej. Grozi za to do 10 lat pozbawienia wolności.

Prokuratura twierdzi, że do przestępstwa miało dojść w okresie od 2011 r. do sierpnia 2015 r. To wówczas podejrzany miał "rzeczywiście prowadzić sprawy spółki +Eskorta+, zawierać w jej imieniu umowy z pracownikami, występować jako pełnomocnik spółki w postępowaniu, które wytoczyli pracownicy".

"Tego mu nie wolno było robić bez uzyskania zgody odpowiednich władz na podjęcie dodatkowej działalności. On o taką w ogóle się nie ubiegał, a to wbrew obowiązkowi wynikającemu z ustawy o komornikach sądowych i egzekucji" – podkreślił Gąsiorowski.

Poza tym, według prokuratury, tym okresie jako komornik podejrzany przyjmował i prowadził sprawy egzekucyjne na rzecz spółki "Eskorta", w której był udziałowcem i której sprawy rzeczywiście prowadził. "Od postępowań egzekucyjnych mógł wyliczać swoje należności komornicze. Według prokuratora powinien się wyłączyć od prowadzenia tych spraw dotyczących +Eskorty+" – powiedział Gąsiorowski.

Oboje podejrzani nie przyznają się do popełnienia zarzucanych im czynów, odmawiają składania wyjaśnień. Prokurator wydał postanowienie o zastosowaniu wobec komornika poręczenia majątkowego w wysokości 30 tys. zł. To postanowienie nie jest prawomocne. Podejrzany złożył zażalenie, które rozpozna Sąd Rejonowy w Koszalinie.

Prokuratura nie wyklucza postawienia zarzutów kolejnym osobom związanym z tą sprawą. (PAP)