Miłośnicy kina w sieci padają ofiarą wątpliwych praktyk prawników. Narażeni są szczególnie ci, którzy obejrzą film w sieci, ściągną go na komputer lub nawet tylko klikną na link do niego. Ich dane ustala w dobrej intencji prokuratura, a na jej pracy żerują kancelarie adwokackie.
Zjawisko przyszło z Zachodu. „Polega na zastraszaniu ludzi poprzez żądanie od nich pieniędzy pod groźbą wszczęcia postępowania sądowego w oparciu o rzekome naruszenie przez nich praw" – czytamy w piśmie do mecenasa Andrzeja Zwary, prezesa NRA.
Etapów jest kilka. Najpierw np. pełnomocnik dystrybutora filmu zawiadamia prokuraturę o rozpowszechnianiu obrazów chronionych prawem autorskim. Podaje numery IP komputerów, a śledczy ustalają dane osób, które się za nimi kryją. Prawnik osoby zajmującej się trollingiem z akt śledztwa poznaje personalia internautów i nie czekając, aż śledztwo się skończy, kieruje do nich żądania zapłaty. Więcej: Rzeczpospolita>>>