Rozmowa z prof. UJ dr hab. Izabelą Lewandowską-Malec, adwokatem, kierownikiem Katedry Historii Prawa Polskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Aleksandra Partyk: Przeszukując zbiory orzecznictwa w programie LEX, natrafiłam na ponad 200 orzeczeń sądów, w których podstawę prawną rozstrzygnięcia stanowią przepisy Kodeksu Napoleona z 1804 r., ponad 30 orzeczeń opartych na regulacjach Kodeksu Cywilnego Królestwa Polskiego z 1825 r. oraz ponad 20 orzeczeń zapadłych na gruncie austriackiego ABGB z 1811 r. Dlaczego tak wiele razy sądy nadal analizują te dawne pomniki prawa?
Izabela Lewandowska-Malec:
Z bardzo prostej przyczyny. Do sądów trafiają bowiem sprawy odnoszące się do dawnych stanów faktycznych. Sprawy te dotyczą XIX wieku, okresu międzywojnia, okresu II wojny światowej, czy początków PRLu. Muszę powiedzieć, że zdarzają się i starsze sprawy, choć może to wydawać się zaskakujące. Znane mi są postępowania odwołujące się do regulacji z okresu staropolskiego. Pamiętam sprawę dotyczącą darowizny uczynionej w XVII wieku przez króla Zygmunta III Wazę. Natomiast najdawniejsza znana mi sprawa, dotyczyła wykonywania przywileju Kazimierza Wielkiego z XIV wieku. Przywilej ten dotyczył obowiązku przekazywania na rzecz pewnej parafii określonej ilości drzewa z lasów królewskich. Teraz lasów królewskich już nie ma, ale są lasy państwowe. W tej sprawie sąd musiał odpowiedzieć na pytanie, czy obecnie przywilej ten jest ważny. Z opinii przygotowanej przez historyka prawa (profesora UJ) wynikało, że przywilej królewski w naszych czasach nadal obowiązuje. Sprawa ta była wielowątkowa i wieloetapowa. Sąd ostatecznie oddalił żądanie parafii, uznając, że w okresie PRL uprawnienie nie było realizowane i przez to wygasło.

Czy sąd ma obowiązek znać "we własnym zakresie" aż tak dawne prawo? Czy sąd może posiłkować się opinią biegłego w tym przedmiocie?
Istnieje rzymska zasada - sąd zna prawo (iura novit curia). Istnieją jednak dwa modele rozumienia tej reguły. W niektórych ośrodkach (np. w okręgu warszawskim) przyjmuje się, że skoro sąd ma obowiązek znać prawo, to powinien znać każde prawo i to nawet bardzo dawne, bez względu na to czy jest ono spisane po łacinie, czy w języku polskim. Gdyby przyjąć takie zapatrywanie, to nie można byłoby wówczas przed sądem powołać specjalisty - biegłego z zakresu historii prawa. Łatwo sobie wyobrazić, w jak trudnym położeniu znajdowałby się sędzia, który musiałby sam przeanalizować treść dawnego prawa, np. przywileju królewskiego i zastanowić się czy dalej on obowiązuje. Krakowskie sądy skłaniają się natomiast do korzystania z opinii ekspertów w takich sprawach. Przyjmują bowiem, iż sąd może korzystać z pomocy biegłego - historyka prawa. Jest to związane z tym, że sąd nie musi znać aż tak archaicznego prawa. Zasadę tę w okręgu krakowskim odnosi się także do aktów prawnych z XIX wieku i późniejszych (międzywojnia i okresu wojny). Ja sama występowałam kilkukrotnie jako biegła, analizując akty prawne, np. z okresu XIX wieku, okresu międzywojennego i z czasów II wojny światowej. Pamiętam też sprawę, w której wydawałam opinię dotyczącą wysokości diet dla członków prezydium powiatowej rady narodowej. Sprawa była wstrząsająca, bo dotyczyła zamordowanego po wojnie przez NKWD opozycjonisty, którego bliscy dopiero niedawno mogli dochodzić odszkodowania. W tej sprawie moim zadaniem, jako biegłego, było ustalenie podstaw wysokości wynagrodzenia, jakie przysługiwałoby temu człowiekowi. Cieszę się, że choć w taki sposób mogłam przysłużyć się jego rodzinie.

W jakich sprawach istnieje największe "ryzyko", że adwokat przygotowujący pozew lub sędzia rozpoznający sprawę stron zostanie zmuszony do sięgnięcia po te archaiczne, wydawałoby się niewiążące już przepisy?
Będą to sprawy z zakresu prawa cywilnego, w szczególności z prawa spadkowego (a więc dotyczącego kwestii dziedziczenia). Teraz, jako adwokat, analizuję sprawę dotyczącą okresu II wojny światowej i wywózki młodego człowieka na roboty do Niemiec. Człowiek ten zginął, następnie w krótkich odstępach czasu po wojnie zmarli jego krewni. Sprawy tego rodzaju obrazują prawdziwe rodzinne dramaty. Sąd miał rozstrzygnąć, na podstawie jakich regulacji dziedziczyli ich spadkobiercy. W grę wchodziła możliwość stosowania przepisów obowiązujących w różnym czasie. Dla historyka prawa, taka sprawa to jest "raj". Oprócz spraw spadkowych, tak dawne przepisy mogą znajdywać zastosowanie także w sprawach dotyczących nieruchomości. Sięgnięcie po dawne regulacje dotyczyć może na przykład kwestii zasiedzenia służebności, gdyż ma tu znaczenie upływ czasu i wykonywanie prawa. Zetknęłam się z przypadkiem, gdy powoływano się na faktyczne wykonywanie służebności od ponad 100 lat. Może to być też kwestia skuteczności umowy, jak w przypadku wspomnianej wcześniej darowizny króla Zygmunta III Wazy. Natomiast nie istnieje w praktyce problem stosowania praw dawnych w przypadku spraw karnych.

Czy to przepisy międzyczasowe (tzw. intertemporalne) "zmuszają" nas do korzystania z dawnych ustaw?

Jeśli w danych ustawach wprowadzono przepisy międzyczasowe, to od nich należy zacząć badanie tego, jakie prawo powinno zostać zastosowane. Takie przepisy to wskazówka dla osoby je analizującej. Jeśli natomiast brak jest przepisów tego rodzaju, to należy dokonywać oceny prawnej danej kwestii wedle momentu, w którym kluczowe dla sprawy okoliczności miały miejsce.

Czy prawnik w XXI wieku powinien więc znać także i dawne przepisy?
Moim zdaniem prawnik, który zna historię prawa, lepiej będzie się czuł, rozwiązując konkretne sprawy w praktyce. Nie chodzi tylko o ogólne wykształcenie przyszłego prawnika. Taka wiedza w XXI wieku przydaje się. W okresie PRLu spraw dotyczących dawnych roszczeń nie było, co wynikało z braku poszanowania dla własności prywatnej. Teraz powraca się do kwestii rewindykacji, odzyskiwania nieruchomości. Wyobraźmy sobie pełnomocnika, do którego trafia klient, który chce dochodzić roszczeń wywodzących się z dawnych praw. Pełnomocnik bez choćby podstawowej znajomości dawnego prawa, znajdzie się na pewno w trudnej sytuacji. Taka wiedza przydaje się także sędziom. Niejednokrotnie "zaglądają" oni na uczelnię, by uzyskać teksty dawnych ustaw, np. ABGB.

Jak wykładać prawo dawne? Czy dostępne są komentarze do tych ustaw, czy należy posiłkować się podręcznikami do historii prawa?
Jak chodzi o okres XIX wieku, to zachowane są podręczniki i zbiory orzeczeń - nieraz również w języku polskim. Dzięki tym materiałom można uzyskać szeroką wiedzę na temat dawnych regulacji prawnych. Z okresu międzywojnia warto pamiętać o dorobku Sądu Najwyższego, który dokonywał wykładni dawnych regulacji. Pamiętam sprawę, w której właśnie orzeczenie z okresu międzywojennego znacząco wpłynęło na rozstrzygnięcie wydane współcześnie, a dotyczące podziału majątku spadkowego; w tym przypadku należało w pierwszej kolejności ustalić, co wchodzi w skład spadku, zważywszy na kwestię rozdzielności majątkowej małżeńskiej, obowiązującej na terenie byłej Galicji.

A jeśli prawnik sięgnie po dawne regulacje i ich nie zrozumie, biorąc pod uwagę np. archaiczny język, który utrudnia lekturę tekstu?
Jeśli chodzi o prawo najdawniejsze, to wówczas niewątpliwie przyda się biegły historyk prawa z tej dziedziny. W przypadku natomiast aktów prawnych powstałych w XIX wieku (jak też ustaw późniejszych), to są ono napisane w sposób zbliżony do prawa aktualnie obowiązującego. Od czasów tzw. wielkich kodyfikacji przyjęto bowiem nowe założenia redakcji aktów prawnych i przepisy te nie są tak trudne w interpretacji. Niemniej jednak ktoś nie mający z nimi stale do czynienia, może „obawiać się” stosowania tych regulacji. W takich przypadkach podparcie dla współczesnego prawnika stanowić może opinia specjalisty.