MAREK ZUBIK


O przewrotnych interpretacjach przepisów Konstytucji dotyczących władzy sądzenia*
 

Artykuł pochodzi z miesięcznika Państwo i Prawo 2017/10>>

1. Kiedy zaproponowano mi wygłoszenie referatu podczas tegorocznego Ogólnopolskiego Zjazdu Katedr i Zakładów Prawa Konstytucyjnego, nie zdawałem sobie wówczas sprawy, jak bardzo trudne jest przygotowanie wprowadzenia do dyskusji na temat polskiej nauki prawa konstytucyjnego w kontekście konstrukcji władzy sądowniczej na gruncie Konstytucji w obecnym momencie ustrojowym III Rzeczypospolitej. Sytuacja ta utrudniła znacznie proces twórczy. Z tego też względu tekst ten nie znalazł się w książce „przedzjazdowej” obejmującej inne referaty . Ta niemoc nakazała mi postawić sobie jednak fundamentalne pytania – co uczynić faktycznym przedmiotem opracowania oraz czy problem badawczy nie zawiera błędu ontycznego. Ostatecznie uznałem, że refleksje muszą podążyć nie w kierunku odtworzenia założonej w tekście Konstytucji wizji konstrukcji trzeciej władzy. Tym samym porzuciłem trop analizy przedmiotu regulacji. Skupiłem się na nauce prawa konstytucyjnego, w jej wymiarze osobowym, a szczególnie – wyzwań, jakie stawia przed naukowcem rozchodzenie się założeń konstytucyjnych z rzeczywistością społeczną.

2. Mimo pojawienia się niekorzystnych okoliczności nie zatraciłem jeszcze zdolności rozróżnienia „Dobrej Nowiny” od „dobrej zmiany”. Nie porzuciłem idei, że Konstytucja jest nie tylko prawem stanowionym, ale i elementem, zawartej w dobrej wierze, umowy społecznej, która w pełni nadaje się do budowania na jej rozwiązaniach sprawiedliwego porządku społecznego. Nadal uważam, że śmiertelnym zagrożeniem dla indywidualnej wolności – tak z perspektywy przymusu zewnętrznego i opresyjności władzy publicznej, jak i patrząc od strony etycznej – jest skłonienie ludzi do rezygnacji z samodzielnego i trzeźwego myślenia. Za szkodliwe uważam nieodsiewanie kłamstwa rzucanego publicznie i ucieczkę od wiedzy, jaką daje doświadczenie życiowe oraz dorobek poprzednich pokoleń. Wreszcie, pozostaje niesłabnąca wiara w obowiązek wypełniania poprawnie rozumianej misji społecznej elity intelektualnej kraju w celu budowania i utrzymania praw człowieka, demokratycznego ustroju państwa, cywilizacji prawnej. Żywię też coraz silniejsze przekonanie, że „uniwersalne wartości”, o których mowa we wstępie do Konstytucji, czyli Prawda, Sprawiedliwość, Dobro i Piękno, muszą pozostawać podstawą każdego demokratycznego ładu społecznego, o ile ma mieć on cechy trwałości.

3. Chciałbym jednak wskazać na jeszcze jeden czynnik inspirujący mnie do przygotowania opracowania na temat konstrukcji władzy sądowniczej wynikającego z tekstu Konstytucji.
W opublikowanym na łamach „Państwa i Prawa” artykule pt. „O potrzebie studiów krytycznych nad prawem konstytucyjnym” Autorzy wychodzą od tezy o „fetyszyzacji rzekomej dotychczasowej neutralności prawa” , następnie wskazują na chęć „wskazywania pozostających poza świadomością społeczną struktur dominacji ukrywanych pod płaszczykiem jedynie słusznych prawd” . Odrzucają pogląd „o «pozytywnym», rzeczywistym, zobiektywizowanym istnieniu przedmiotu badań, czyli konstytucji” , negują w ogóle istnienie obiektywnego znaczenia przepisów . Jednocześnie stawiają sobie za cel „zmianę świadomości społecznej przez ujawnienie tego, co realnie oddziałuje na pozycję prawną jednostek i grup”, a wobec adwersarzy mają jeszcze jedną obserwację – są oni ludźmi będącymi „przedmiotem uświadamianych sobie bądź nieuświadamianych oddziaływań grup i myśli, które fundują ich zmienną, dynamiczną tożsamość” . W tekście brakuje konkretnych przykładów, w jaki sposób nowa kultura prawna miałaby rozstrzygnąć istniejące do tej pory problemy interpretacji i stosowania chociażby przepisów Konstytucji. Wiele tam zwrotów, których sens jest trudno uchwytny („dyskurs konstytucyjny społecznego zaufania” ; sposób rozumienia słowa „teologia” itp.). Ich znaczenia nie dookreślono w tekście. Nie wiadomo też, czy Autorzy utożsamiają socjotechnikę z troską o dobro człowieka i państwa. Cóż bowiem ma kryć się za – być może i prawdziwym – stwierdzeniem, że: „Dotychczasowe podejście może nie wytrzymać próby czasu, gdyż w pewnym momencie przemiany społeczne mogą spowodować, że utrwalona w orzecznictwie Trybunału określona koncepcja wartości, mająca wynikać z Konstytucji, zostanie skutecznie ukazana przez polityków za niezgodną z poglądami większości społeczeństwa, co ostatecznie obali pozycję TK jako bezstronnego arbitra mającego rozstrzygać o zgodności prawa z najwyższym aktem prawnym mającym być wyrazem woli suwerena” ? Trudno dokonać oceny naukowości tych koncepcji i tym samym w pełni podjąć się polemiki. Nie chcę rów-nież dokonywać oceny poprawności recepcji przez Au-torów poglądów na przedstawianą przez siebie wizję kultury prawa zapożyczoną od amerykańskiej szkoły prawa (Critical Legal Studies). Ponieważ jednak tekst został opublikowany jako pierwszy w prestiżowym czasopiśmie prawniczym, musiał przejść pozytywną recenzję wewnętrzną i zostać uznany za spełniający kryteria naukowości przez wewnętrznych recenzentów.
Chciałbym natomiast wskazać na pewne niebezpieczeństwa społeczne, które wiążą się z ową, jak to przywołują Autorzy, „liberalną antyteologi[ą]wszystkiego” . Zapewne będzie mi łatwiej to uczynić, gdyż Autorzy zawarli w tekście apel m.in. do sędziów TK, by ci „dostrzegli w teorii krytycznej nie tyle destrukcyjną siłę niszczącą utarte i sprawnie funkcjonujące schematy, ile drogę do przetrwania w zmieniającej się rzeczywistości społecznej i prawnej” . Mając to na względzie, uznałem za zasadne odnieść się zatem i do wewnątrzśrodowiskowych czynników ochrony porządku konstytucyjnego oraz zabezpieczenia nadrzędności Konstytucji wynikających z roli i obowiązków społecznych prawnika oraz nauczyciela aka-demickiego. Niewątpliwie bowiem obecny czas domaga się od prawników-konstytucjonalistów szczególnej ak-tywności zawodowej i społecznej na rzecz zachowania normatywnego znaczenia Konstytucji jako ustawy zasadniczej.

4. Trzecia władza była przedmiotem rozważań polskich konstytucjonalistów wielokrotnie. W całości poświęcony jej był chociażby jubileuszowy 50. Zjazd Katedr i Zakładów Prawa Konstytucyjnego w Gdyni w 2008 r. Przypomnę, w kolejności wygłaszanych referatów, zajmowaliśmy się tam wówczas Trybunałem Konstytucyjnym, Trybunałem Stanu, sądami powszechnymi oraz Sądem Najwyższym, sądownictwem administracyjnym, koncepcją sądu w orzecznictwie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, Krajową Radą Sądownictwa oraz ustrojową pozycją prokuratury. Tema-tyka ta była również poruszana w monografiach oraz licznych opracowaniach przyczynkarskich. Powstały w tym czasie również opracowania komentarzowe. Analizowano tę problematykę także w powstających czy wznawianych podręcznikach. Pojawiały się też mniejsze formy, chociażby glosy przy okazji rozstrzygnięć sądowych, głównie TK, SN i NSA, w odniesieniu do węzłowych zagadnień dotyczących niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Ogólna problematyka konstrukcji norm konstytucyjnych dotyczących władzy sądowniczej wydaje się w dostatecznym stopniu już rozpoznana. Pozostają co prawda nierozstrzygnięte kwestie, niekiedy ważne. Niektóre z nich związane są z szerszym problemem ustrojowym, jak chociażby granice bezpośredniego stosowania Konstytucji w perspektywie odmowy stosowania ustawy z powołaniem się na jej niezgodność z Konstytucją, bez uprzedniego orzeczenia w tej sprawie Trybunału Konstytucyjnego . Ciągle też otwarte jest pytanie o najbardziej właściwe ścieżki dojścia do zawodu sędziego czy granic swobody kompetencyjnej Prezydenta Rzeczypospolitej, zakresu kognicji sądów itd. Pozostają też kwestie ważne, ale mające wymiar sektorowych zagadnień, domagające się co prawda analizy, ale jednak nierzutujące na założenia fundamentalne niezależności sądów i niezawisłości sędziów.
W obecnym momencie zwrotu historycznego analiza dogmatyczna przepisów ustawy zasadniczej dotyczącej sądów i trybunałów to tak, jakby nic nie powiedzieć! Oznaczałoby przyznanie się do ślepoty – niezależenie od przesłanek, które ją wywołały – na faktyczne zagrożenia wynikające z obecnej sytuacji, w jakiej znalazła się cała konstrukcja trzeciej władzy, a wraz z nią funkcjonowanie systemu ochrony wolności i praw jednostek!

5. Do połowy lipca 2017 r. w VIII kadencji Sejmu zgłoszono już ponad dwadzieścia projektów ustaw odnoszących się bezpośrednio do podstawowych zagadnień rzutujących na niezależność sądów i trybunałów oraz niezawisłość sędziów. Dwa z takich projektów dotyczących TK – grupy posłów większości sejmowej oraz grupy obywateli – zostały wycofane, niektóre stały się już częścią obowiązującego porządku prawnego (dziesięć ustaw ). Odrzucono jeden, zgłoszony przez posłów opozycji . W obu wypadkach chodziło o projekt ustawy o TK. Cztery ustawy są nadal procedowane w Sejmie , w tym dwie czekają na rozpatrzenie wniosku Prezydenta RP o ponowne ich uchwalenie . Dotyczą one fundamentalnych spraw dotyczących pozycji ustrojowej sędziów, Sądu Najwyższego, Krajowej Rady Sądownictwa czy niezależności sądów. Wreszcie byt niektórych projektów ustaw zdezaktualizował się ze względu na uchy-lenie obowiązywania ustaw, do jakich treści proponowały zmiany. Przywołane tu ustawy nie oddają całości obrazu składającego się na dekonstrukcję ładu konstytucyjnego dotyczącego władzy sądzenia w Polsce. Mamy również do czynienia z publicznym przyzwoleniem na niewybredne ataki słowne, zaszczuwanie sędziów, podburzanie opinii społecznej, zakłamywanie dyskursu prawniczego, przewrotne posługiwanie się etyką itd. To także stanowi tło, w jakim dokonywane są zmiany prawne, którego nie może tracić z pola widzenia prawnik ekspert.
Nie neguję istnienia problemów właściwego funkcjonowania trzeciej władzy ani wagi problemów społecznych z tego wynikających . Nie mam również wyidealizowanego oglądu polskiego wymiaru sprawiedliwości, chociaż też nie widzę go wyłącznie w czarnych barwach. Jego stan jest wynikiem różnych czynników, mających swoje źródło w obecnym poziomie kultury prawnej w Polsce, której nie kształtują wyłącznie sądy. Stan polskiego wymiaru sprawiedliwości, oceniany przez instytucje międzynarodowe, przynajmniej do przełomu VII i VIII kadencji Sejmu, na tle sytuacji innych państw członkowskich UE, raczej klasyfikował nas najczęściej w stanach środkowych .
Projektom tych ustaw towarzyszyło wiele opinii oraz ekspertyz prawnych sporządzanych także przez przedstawicieli środowiska naukowego konstytucjonalistów . Pojawiły się też i nowe formy wypowiedzi w ramach działalności instytucjonalnej. Dość wspomnieć o zespole do spraw problematyki TK powołanym przez Marszałka Sejmu w marcu 2016 r. czy też opinii odrębnej siedmiu członków Rady Legislacyjnej do opinii Rady Legislacyjnej o projekcie ustawy o zmianie ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa oraz niektórych innych ustaw z 26.08.2016 r.
Ekspertyzy te powstawały zarówno na zamówienie osób sprawujących obecnie władzę publiczną, jak i partii mniejszości parlamentarnych, organizacji społecznych i zawodowych. Prezentowały one różne po-glądy. A jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że owa różnorodność w ocenie dopuszczalnego zakresu ingerencji we władzę sądowniczą – przywoływana na poparcie tezy o szerokiej swobodzie ingerencji prawodawczej – jest tak samo prawdziwa jak niegdyś argument o „opinii niektórych sędziów TK” . Chociaż to zdanie mogło się słuchaczom wydawać z pozoru prawdziwe logicznie, wprowadzało w przestrzeń publiczną nieprawdę. Nie oddawało bowiem istoty rzeczy. Przemilczano, że owa dwunastka to zdecydowanie więcej niż nawet bezwzględna większość. Wydaje się, że podobnie rzecz się ma z ową różnorodnością opinii i poglądów w naukowym świecie konstytucjonalistów.

6. Niebezpieczeństwo rozejścia się możności i bytu, aby odwołać się do tytułu pracy habilitacyjnej E. Stein oraz ustaleń fenomenologii , domaga się od nauki tropienia i nazywania takich sytuacji. Szkodliwe jest nie tylko milczenie, ale też formułowanie pięknych, chociaż z natury kruchych uzasadnień tych czy innych działań organów władzy publicznej, nieprzystających do owej wielkiej czwórki pojęć ze wstępu do Konstytucji. Od tych obowiązków społecznych nie może być wolne Prawo, w tym prawo konstytucyjne, nie może być wolna nauka prawa, nie mogą też być wolni jej przedstawiciele.
Tak długo, dopóki uprawniony podmiot lub akt rewolucyjny nie dokona derogacji Konstytucji, istnieje możność (Potenz), która nadaje się do naukowego opisu. Wskazywać też można wypływające z niej modele idealne. W tekście Konstytucji ustrojodawca umieścił nie tylko cały rozdział poświęcony władzy sądzenia , ale także wiele rozwiązań rozsianych w innych rozdziałach. Wyraził również zasady ustrojowe odnoszące się wprost do niezależności sądów i trybunałów oraz niezawisłości sędziów, wreszcie wskazał na wartości, ze względu na które powstał ten zbiór „prawa podstawowego dla Państwa” (por. wstęp do Konstytucji).
Już wstępna analiza sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się jako społeczność polityczna, prowadzi do niepokojącej konstatacji, że obecny stan funkcjonowania wewnętrznych relacji między konstytucyjnymi organami państwa nie oddaje już w pełni założeń tekstu ustawy zasadniczej. Chciałbym postawić hipotezę, że obecna kondycja trzeciej władzy, jej relacje z pozostałymi dwiema, a także otaczająca ją rzeczywistość ustrojowa, nie odpowiadają regulacyjnej wizji tekstu Konstytucji. Nie ma zatem bytu w kształcie, w jakim określony został w momencie spisania umowy społecznej i przyjęcia jej w formie prawnej. Chociaż jeszcze część, być może nawet większość, rozwiązań odnoszących się do konstrukcji władzy sądowniczej jest przywoływana przy okazji podejmowania władczych decyzji związanych z funkcją sądzenia oraz organizacją sądów i trybunałów, to jednak nie znajdujemy się w podstawowym nurcie jej regulacji. Nie wiem nawet, czy to wciąż ten sam porządek rzeczy. Konstytucja pozostaje jeszcze, co prawda ornamentacyjnie, przywoływana w bieżącym oddziaływaniu władzy ustawodawczej i wykonawczej na sprawy dotyczące niezależności sądów oraz trybunałów i niezawisłości sędziów. Byt jednak, który powstaje z prze-wrotnego odwoływania się do jej przepisów, zaczyna bardziej przypominać złośliwego upiora niż szlachetnego ducha zaszczepionego w jej tekście przez jej twór-ców.
W ostatnim okresie doszło już do tak znacznych przekształceń, że można mieć wątpliwości dotyczące w pełni regulacyjnego znaczenia Konstytucji w tym obszarze. Szczegółowa analiza przepisów, chociaż możliwa, i co więcej, nadal pozwalająca niekiedy pokazać na jednostkową zgodność praktyki z tekstem ustawy zasadniczej, zafałszowuje całościowy obraz. Zmiany faktyczne lub ustawowe, widziane łącznie, jak się wydaje, nie pozwalają już na dokonanie pozytywnej oceny. Tym samym niniejsze opracowanie musiałbym sprowadzić do recenzji bieżącego stosowania Konstytucji, a to nie jest moim celem, szczególnie w perspektywie dwudziestu lat od wejścia w życie całościowej i docelowej Konstytucji.

7. Demokratyczny ład konstytucyjny nie ogranicza się tylko do odpowiedniego ukształtowania tekstu normatywnego. Gdyby tak było, niejeden ustrój totalitarny spełniłby takie kryterium. Nie jest też tylko systemem postulowanych wzorców zachowań. Konstytucyjny porządek rzeczy musi być realny. Innymi słowy, o obowiązywaniu norm ustawy zasadniczej przesądzi ich stosowanie. Nie każdy jednak sposób interpretacji jej postanowień, chociażby poprawny z punktu widzenia uznanych przez teorię prawa reguł wykładni przepisów, będzie realizował jej aksjologiczne założenia. Ów demokratyzm państwa prawa to nie tylko mechanizmy dochodzenia do ustaleń i konsensusu, ale także – a może nawet głównie – godziwy porządek rzeczy, wynikający z urzeczywistnienia ustaleń owej umowy społecznej w dobrej wierze, mieszący się zatem w tym, do czego się zobowiązano, przyjmując Konstytucję. Pamiętając wreszcie, że Konstytucja jako prawo stanowione, a zarazem umowa społeczna, wyraża pewien system, może on spełnić się tylko jako całość. Chociaż, jak niemal każda umowa, zawiera rozwiązania również na wypadek naruszenia jej postanowień, czy też zdarzeń, których nie dało się z góry przewidzieć, będzie poprawnie funkcjonowała tylko jako spójna i logiczna jedność norm oraz wartości.

8. Relatywizm prawniczy, jako jeden z przejawów szerzącego się obecnie ogólnego zjawisku cywilizacyjnego, jakim jest relatywizm etyczny w ogóle, prowadzi do zanegowania możliwości rozumowego ustalenia tego, co godziwe i słuszne. Jest niezwykle groźny dla właściwego ukształtowania stosunków społecznych, ponadto pozbawia człowieka możliwości ustalenia własnej tożsamości jako osoby. Niszczy zatem nie tylko podstawy cywilizacji prawnej, ale i relacji międzyludzkich. Neguje ostatecznie istnienie przyrodzonej i niezbywalnej godności człowieka. W koncepcjach relatywistycznych nie istnieje bowiem coś w sposób ogólny i pewny, ewentualnie poza założeniami samego relatywizmu. Już to założenie może rodzić pytanie o spełnienie przesłanek naukowości badań, w tym prawoznawstwa. Prowadzi w konsekwencji do podważenia zaufania adresatów norm do pozostałych członków wspólnoty, przyjmując konieczność poszukiwania zawsze „drugiego dna” i jeszcze nieujawnionej projekcji „przemocy i władzy”, łamie podstawowe założenia relacji międzyludzkich z koniecznością przyjęcia dobrej wiary. Negując ponadto istnienie obiektywnego porządku rzeczy, przeciwstawia Prawo (pisane wielką literą) człowiekowi. Niszczy tym samym podstawy cywilizacji prawnej, a z nią nadziei na zbudowanie rządów Prawa. I tu dochodzę do drugiej hipotezy – to m.in. relatywizm prawniczy, przy niskiej ogólnej kul-turze prawnej, okazał się niezwykle użytecznym mechanizmem społecznego podważenia autorytetu władzy sądowniczej w ramach bieżącej walki politycznej przez osoby pełniące funkcje społeczne w pozostałych władzach.

9. Konstytucja wyraża pewien system wartości. Powinien on być godziwy co do treści, jak i kształtowanego przez siebie rezultatu, chociaż ten ostatni nie jest już całkowicie zależny od woli pierwotnego ustrojodawcy. W kręgu kulturowym funkcjonuje idea prawa „słusznego”. Pozostanie ono chyba jednak cechą prawa wypisanego wyłącznie na kartach ksiąg biblijnych. W odniesieniu do czysto ludzkiej legislacji, nie wspomina-jąc o praktyce życia dnia codziennego, wydaje się jedy-nie niedoścignionym postulatem. Ta ogólna obserwacja dotyczy także i każdorazowej ustawy zasadniczej. Cho-ciażby nawet praktyka jej stosowania nie była w pełni adekwatna do oczekiwań jej twórców, to jednak jej treść wskazuje na pewne oczywiste preferencje zawarte w jej postanowieniach. Widać to chociażby już w owej wielkiej czwórce uniwersalnych wartości ze wstępu do Konstytucji. Zważywszy, że wszystkie stanowią przedmiot filozoficznych rozważań od niepamiętnych czasów, trudno uznać zobiektywizowaną koncepcję tych wartości za coś „nieuświadomionego”. Stanowią one część wspólnego dorobku cywilizacyjnego. Choćby nie do końca udawało się je jednoznacznie zdefiniować, to niezaprzeczalnie są częścią tego, co kształtuje nasze myślenie o tym, skąd człowiek przychodzi, dokąd zmierza, jaki jest sens jego egzystencji, jakie ma powinności względem siebie samego, najbliższych czy innych ludzi, szczególnie dotkniętych różnego typu ubóstwem. Ustrojodawca wyraźnie także określił, że przyjmując Konstytucję, chce nadać działaniu wszystkich instytucji publicznych rzetelność i sprawność oraz zagwarantować poszanowanie praw obywatelskich. Wyraźnie wyeksponował takie zasady, jak: równość, wolność, sprawiedliwość, współdziałanie władz, dialog społeczny, pomocniczość. Wreszcie wskazał na godność człowieka jako przyrodzony przymiot każdej osoby będącej celem wszelkiego prawa i wszelkich instytucji publicznych.
Tak jasno wyrażone „wektory” wskazują cele, jakie pragnął osiągnąć ustrojodawca. Są one również wskazówkami interpretacyjnymi zarówno dla przepisów Konstytucji, całego systemu prawa, jak i dokonywania czynności władczych organów państwa. Przy tak wyraźnie wyartykułowanej siatce aksjologicznej nie bez znaczenia jest, jaką treść nadaje się w procesie interpretacji jej postanowieniom czy też działalności organów państwa realizujących własne kompetencje.

Ponieważ Konstytucja przynosi system wartości, czyli pewne całościowe spojrzenie na funkcjonowanie państwa i aktualnego społeczeństwa, jedynie wyjątkowo będziemy mieli do czynienia z jednokierunkowym procesem wskazującym na maksymalizację jednostkowej wartości. Inaczej ujmując problem, rzadko kiedy rozwiązanie ustrojowe ma tylko i wyłącznie jeden godziwy i pożądany cel. Raczej należałoby nawet przyjąć, że bardziej typowa jest sytuacja, w której poszukując właściwego sensu norm konstytucyjnych interpretowanych z jej postanowień, należy właściwie wyważyć różne normy, zasady i wartości tkwiące w jej treści. Nie jest to jednak – jak można było usłyszeć niedawno o przepisach konstytucyjnych – ich wada czy „tragedia”. Jej treść nie jest niejasna w stopniu przewyższającym możliwości intelektualne podmiotu chcącego ustalić dotyczącą go normę. Wynikająca generalnie z roztropności ustrojodawcy otwartość jej rozwiązań przeważnie nie przekracza możliwości odtwórczych uznanych przez teorię prawa, dając się zobiektywizować na gruncie poziomu rozwoju społecznego, ustaleń nauk, w tym społecznych, dotychczasowych doświadczeń, wypowiedzi orzeczni-czych sądów naszego kręgu kulturowego itd.
Nie negując wszakże znaczenia roli i osobistych walorów intelektualnych indywidualnego interpretatora, chcąc pozostać jednak w zgodzie z rzetelnością naukową i w racjonalnym związku z tym, czego mógł oczekiwać twórca tekstu, nie przekroczy się tego luzu, który jest konieczny każdemu tekstowi prawnemu, także o tak ogólnym zakresie zastosowania jak ustawa zasadnicza. Oczywiście, bez trudu znaleźlibyśmy w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego lub Naczelnego Sądu Administracyjnego takie rozstrzygnięcia, które nie byłyby podzielane przez wszystkich czy nawet niekiedy przez większość obywateli świadomie biorących udział w życiu społecznym. Niemniej jednak nawet najbardziej kontrowersyjne rozstrzygnięcie nie zamyka drogi parlamentowi, gdyby chciał utrzymać przyjęte wcześniej rozwiązania ustawowe, uznane potem za niekonstytucyjne. Może on dokonać zmiany Konstytucji, zmieniając treść umowy społecznej i przełamując rozstrzygnięcie TK czy praktykę orzeczniczą ukształtowaną przez Sąd Najwyższy bądź Naczelny Sąd Administracyjny. Uczyni to jednak wówczas w ramach porządku prawnego, a nie obok czy wbrew niemu. Gdyby jednak popatrzeć na bardziej znane orzeczenia sądowe, które w okresie obowiązywania Konstytucji były pu-blicznie kontestowane przez polityków, to w zasadzie, nie licząc nawet sytuacji obecnej VIII kadencji Sejmu, można by stwierdzić, że były one adresowane głównie do wyborców, a nie w celu przełamania skutków praw-nych jednostkowego orzeczenia . Jak się wydaje, nie chodziło wówczas tylko o poszanowanie autorytetu samego TK, SN czy NSA, jako części dobra wspólnego. Politycy byli po prostu zainteresowani utrzymaniem stanu rzeczy wyznaczonego przez orzeczenie, uznając jego społeczną trafność. Rzadziej brak reakcji wynikał z niemożności zebrania koniecznego poparcia. W tym drugim wypadku rodzić się musi pytanie, czy kontestacja orzeczenia nie była na wyrost.

10. Prawo konstytucyjne jest częścią nauk prawnych, pozostając nauką społeczną. Bada strukturę i funkcje założonego i funkcjonującego systemu norm. Odkrywać powinno zależności istniejące w społeczności ludzkiej w perspektywie swojego przedmiotu zainteresowania. Wyjaśnianie i zrozumienie zjawisk jest nie-możliwe bez założenia, że celem osiągalnym nauki jest poznanie prawdziwe, do którego nauka zmierza, a przy-najmniej najbardziej adekwatnie opisujące rzeczywistość . Prawo konstytucyjne ma do pewnego stopnia swój właściwy język oraz właściwą metodę badawczą, niekiedy nawet bardziej specyficzne niż w innych dziedzinach nauk prawnych. Wreszcie, jak każda nauka, zmuszona do tworzenia uogólnień, przyjmuje pewne aksjomaty. Są też i takie, które odnoszą się do reguł składających się na demokratyczne państwo prawa, w tym co do konsekwencji wynikających z podziału władz. W interesującym mnie zakresie odnoszą się one m.in. do kwestii ogólnego znaczenia przymiotu ostateczności rozstrzygnięć sporów ze stosunków prawnych po stronie organu mającego wszystkie przymioty sądu czy też braku swobodnej oceny wiążącego charakteru orzeczenia sądowego przez parlament, Prezydenta czy Radę Ministrów. Aksjomaty te można co prawda odrzucić. Prowadzi to jednak do tego, że z porządku demokratycznego państwa prawnego przejdziemy do innego rozwiązania ustrojowego niż to, do którego odwołuje się koncepcja ujęta w art. 2 Konstytucji.

11. Wychodzące spod pióra konstytucjonalistów teorie prawnicze, stanowiące najważniejsze wyniki naszych badań, czyli praktyki naukowej, wymagają należytego uzasadnienia, pozwalającego na ich konfrontację z rezultatami doświadczenia, czyli z wynikami obserwacji. Praktyka naukowa musi być nastawiona na możliwie pełne i poprawne opisanie owej „możności” konstytucyjnej, faktycznego „bytu” i ich skonfrontowania. Służyć ma zatem przybliżeniu teorii naukowej do prawdy oraz ustaleniu stopnia jej pewności. Zarówno praktyka naukowa, jak i będąca jej pochodną praca ekspercka muszą szanować zasady naukowości. Odwoływać się powinny zatem do zasady racjonalnego uznawania przekonań, szanować logiczne uporządkowanie wiedzy, dążyć do prostoty teorii, zachowywać zdolność do samokrytycyzmu i samokontroli, utrzymywać moc wyjaśniania zjawiska. Powinny pozostawać na dostatecznie wysokim stopniu teoretyczności, mieć zdolność prognostyczną, i wreszcie – nadawać się do jej dalszego rozwijania. W tym sensie nakłada się zatem na problem naukowości kwestia etyczna, zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i środowiskowym.

12. W ostatnim czasie obserwuje się gwałtowny wzrost osób przypisujących sobie rolę społeczną „konstytucjonalisty”. Nie jest to samo w sobie sprawą złą. Co więcej, o ile tylko wynika z godziwych pobudek, mogłoby to świadczyć o renesansie znaczenia Konstytucji jako ustawy zasadniczej. Naukowiec nie może ignorować okoliczności, że pierwsze naturalne skojarzenie z tym określeniem związane jest z dziedziną nauk prawnych, zajmującą się treścią norm określonych w ustawie zasadniczej, a już nawet nie całokształtem funkcjonowania w praktyce norm dotyczących ustroju państwa, systemu rządów, systemu organów władzy publicznej oraz pozycji jednostki w państwie. Nie negując celowości refleksji naukowej również z innych pozycji badawczych, powinien wszakże wyraźnie zaznaczyć swoją główną profesję.
Współcześnie – w związku z coraz częstszym po-sługiwaniem się w przestrzeni publicznej – poszerza się rozumienie pojęcia „konstytucjonalista” i występowanie takich osób w roli ekspertów. Wychodzi się już nie tylko poza podstawową specjalność naukowca, ale także i dyscyplinę wiedzy, jaką jest prawo. Wraz z tym coraz silniej do przestrzeni publicznej przenikają nowe tendencje interpretacyjne przepisów Konstytucji, jeszcze nieznane w roku 2015 i wcześniej. Generalnie, różno-rodność opinii dobrze służy debacie naukowej. Te jednak „tendencje” nie są przedstawiane jako samodzielne i nowatorskie tezy, do tej pory nie poddane falsyfikacji przez środowisko naukowe, ale jako skończone i definitywne „ustalenia” o pełnej wartości naukowej. Nie są one zatem przykładem pożądanego rozwoju myśli. Stanowią przejaw niebezpiecznego zjawiska. Faktycznie są regresem w ustaleniach naukowych. Przekraczają granice rzetelności naukowej. Rodzą pytania o społeczną odpowiedzialność za wypowiedziane słowo, podpisane należnymi tytułami i stopniami naukowymi. Mogą bowiem wywoływać wrażenie u odbiorcy, że stanowią wynik rzetelnej analizy popartej autorytetem nauk prawnych, a nie efekt pracy pełnomocnika procesowego podmiotu, który taki materiał zamówił u osoby mającej także i inną rolę społeczną, czego jednak autor opracowania nie zaznaczył, podpisując dokument.
Politolog piszący opinię dla potrzeb działalności organów państwa w sprawach dotyczących ustalenia treści norm prawnych – chcąc zachować rzetelność – powinien zaznaczyć swoją odrębną profesję. Nie może poprzestać na przemilczeniu. Faktycznie bowiem – o ile nic innego wyraźnie nie wynika z tematu opinii czy natury rzeczy – wprowadzać może w błąd czytelnika takiej ekspertyzy. Również prawnik, który specjalizuje się w danej dziedzinie szczegółowej, która nie jest prawem konstytucyjnym, przedstawiając ekspertyzę prawną, powinien zaznaczyć swoją specjalność. Jest to szczególnie ważne, jeżeli pierwotnym adresatem ekspertyzy ma być podmiot sprawujący władzę publiczną, mający podjąć doniosłą społecznie decyzję.

13. W sposób oczywisty ogólne prawidła psychologiczne odnoszą się również do działalności ekspertów. Stanowią oni naturalny łącznik między nauką a praktyką ustrojową i społeczną . Dotyczy to chociażby kwestii występowania tej samej osoby w różnych rolach społecznych, czy jej relacji z zamawiającym opinię, a w szczególności, gdy jest to osoba sprawująca władzę publiczną. Działalność eksperta z zakresu prawa konstytucyjnego ma ten chociażby wymiar, że uwikłana jest w potężne interesy ekonomiczne, a w sytuacji sporów ustrojowych – w interesy polityczne. Nie chcę tutaj dokonywać oceny, czy udało się środowisku prawniczemu uniknąć sytuacji skrajnych, domagających się stosownej reakcji wobec własnego członka. Nie stanęliśmy jednak, jak się wydaje, przed tak dramatycznym pytaniem, jakie stawiano w Stanach Zjednoczonych po upublicznieniu w 2002 r. analizy prawnej dotyczącej ram stosowania tortur w walce z terroryzmem – czy prawnicy mogą być zbrodniarzami wojennymi , z samej racji intelektualnego wsparcia dla działań władzy publicznej naruszającej międzynarodowe prawo konfliktów zbrojnych.

Pozostaje wszakże jeszcze jedno niebezpieczne zjawisko, mianowicie możliwość wystąpienia cechy „dworskości”. O tym zagrożeniu pisano już wielokrot-nie, a termin spopularyzował S. Ehrlich . Nie jest ponadprzeciętnym oczekiwaniem od eksperta-prawnika, że przy prezentowaniu swojej opinii będzie miał na względzie przede wszystkim profesjonalne przedstawienie całokształtu ustaleń nauki (z rzetelną m.in. oceną stopnia podzielania danej koncepcji), ochronę kultury i autorytetu prawa, zachowanie rzetelności naukowej, neutralności w sprawach politycznych, a także społeczne skutki własnej działalności. Natomiast, kiedy będzie występował jako rzecznik interesu osoby indywidualnej bądź reprezentującej daną instytucję życia publicznego, wy-raźnie zaznaczy, w jakiej występuje roli, tym bardziej gdy będzie posługiwał się tytułem lub stopniami naukowymi, co pozwoli korzystającym z takiej opinii przy-jąć, że chodzi faktycznie o ekspertyzę spełniającą wszystkie wymagania naukowości, także co do prezentowanych poglądów.
Chciałbym także zwrócić uwagę na jeszcze jedną okoliczność, z którą zetknęliśmy się niedawno. Nie jest też wszystko jedno, czy eksperta opłaca partia polityczna, czy organ władzy publicznej, chociażby wskazano na budżet państwa jako pierwotne źródło pochodzenia środków publicznych, z których opłacony ma być eks-pert. W pierwszym przypadku mamy bowiem do czy-nienia z aktywnym graczem o zdobycie i utrzymanie władzy. W drugim, w demokratycznym państwie prawa możemy mieć słuszne oczekiwanie, że reprezentuje on szerszy ogląd spraw i uwzględni całe spektrum okoliczności, tak by ostatecznym celem stało się dobro wspólne, nawet gdy osobie aktualnie sprawującej ową władzę może to nie przysporzyć wzrostu politycznego poparcia. Natomiast, czy w danym przypadku osoba sprawująca ową władzę publiczną faktycznie realizuje dobro wspólne, czy też prowadzi w imieniu wspólnoty politycznej tylko takie działania, które jednocześnie służą utrzymaniu władzy, nawet wbrew dobru wspólnemu, nie może być wyłącznym uzasadnieniem nierozróżniania takich sytuacji. Prowadziłoby to do zdeprawowania społecznej roli eksperta.

14. Kończąc, chciałbym nawiązać do jeszcze jednego wątku. Nie eksponuję go, bo odwołuję się do ustaleń innej dziedziny nauk, a wykorzystywanych niekiedy jeszcze bardziej instrumentalnie przez polityków niż prawo stanowione. Osoby sprawujące funkcje we władzy wykonawczej i ustawodawczej publicznie głoszą zamierzenie „oddania sądów obywatelom” czy ich „uspołecznienia” . Pominę mniej wybredne określanie osób pełniących służbę w ramach organów władzy sądowniczej, jakie kierowane są przez osoby reprezentujące to samo państwo, ale zajmujące stanowiska ministerialne bądź parlamentarne. Są one dostatecznie znane i popularyzowane w mediach, najczęściej proporcjonalnie do ich struktury właścicielskiej. Werbalnie argumentem jest m.in. podniesienie prestiżu trzeciej władzy. Warto publicznie stawiać pytanie o intencję głoszenia takiego uzasadnienia oraz wyciągać zawczasu stosowne wnioski. Dość wspomnieć, że – wbrew może uogólnionym i obiegowym poglądom – organy trzeciej władzy generalnie cieszą się wyższą społecznie pozytywną oceną niż władza ustawodawcza . Jednak cena, jaką przyjdzie zapłacić wspólnocie politycznej za odarcie władzy sądowniczej z koniecznego jej autorytetu, nawet gdyby był nieco na wyrost, trudna jest do oszacowania. Nie negując konieczności dokonywania reformy także organów władzy sądowniczej, pozostałe dwie nie tylko muszą pozostać w granicach swobody działania narzuconych im przez Konstytucję, ale przede wszystkim uszanować niezależność organów władzy trzeciej od pozostałych. Wyjście poza to nie służy dobrze kształtowaniu kultury prawnej. Jest też szkodliwe dla budowania ładu społecznego w ogóle, nie wspominając już o dobru wspólnym, którego elementem jest tak autorytet wszystkich organów państwa, jak i zachowanie regulacyjnej roli Konstytucji jako prawa oraz umowy społecznej.

Autor: prof. dr hab. Marek Zubik, Uniwersytet Warszawski

Artykuł pochodzi z miesięcznika Państwo i Prawo 2017/10>>