Prokurator Antoni Markocki z Lubelskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej powiedział w poniedziałek PAP, że sprawa została podjęta przez Prokuraturę Regionalną w Gdańsku 8 sierpnia, a następnie Prokuratura Krajowa zdecydowała o przekazaniu jej do dalszego prowadzenia do Lublina. „Śledztwo zostało przedłużone do 28 listopada” – dodał. Nie ujawnił żadnych szczegółów.

W czerwcu ub. roku prokuratura apelacyjna w Gdańsku umorzyła śledztwo w zasadniczej części; śledczy uznali, że nie można wykorzystać procesowo materiałów zebranych przez CBA. Rzecznik prasowy gdańskiej prokuratury Mariusz Marciniak informował wtedy, że umorzenie śledztwa w czterech wątkach związanych z korupcją i powoływaniem się na wpływy, nastąpiło z powodu "braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu zabronionego" lub "wobec stwierdzenia, iż dana osoba nie popełniła przestępstwa".

W ramach śledztwa przesłuchano m.in. osoby, które - na różnych etapach postępowania sądowego - zajmowały się sprawą cywilną toczącą się przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu (to przy okazji tej sprawy miało dojść do korupcji i powoływania się na wpływy), a także uczestników tego postępowania i osoby postronne.

Najobszerniejszą część materiału dowodowego w sprawie stanowiły materiały niejawne, w tym uzyskane przez CBA w ramach czynności operacyjno-rozpoznawczych. Prokurator wyjaśniał, że "w świetle obowiązujących obecnie procedur, jak i ugruntowanego już orzecznictwa, nie było możliwe procesowe wykorzystanie wszystkich zebranych dowodów o charakterze niejawnym". Powołując się na tajny charakter materiału dowodowego zebranego przez CBA, prokuratura odmówiła dalszych wyjaśnień.

Gdańscy śledczy (w przeciwieństwie do prokuratorów z Krakowa, którzy wcześniej zajmowali się tą sprawą) uznali, że CBA nie złamało prawa przeprowadzając czynności operacyjne.

Tajne postępowanie w tej sprawie wszczęła w październiku 2009 r. Prokuratura Apelacyjna w Krakowie, po zawiadomieniu złożonym przez CBA, na podstawie materiałów zdobytych przez Biuro podczas działań operacyjnych. Wskazywały one na to, że na przełomie 2008 i 2009 r., w związku z postępowaniem cywilnym (prowadzonym przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu) doszło do korupcji i powoływania się na wpływy w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu i Sądzie Najwyższym.

Krakowska prokuratura apelacyjna umorzyła śledztwo w 2012 r. informując, że w jego toku "nie zgromadzono materiałów uzasadniających podnoszenie zarzutów popełnienia przestępstw korupcyjnych wobec sędziów Sądu Najwyższego". Prokuratorzy doszli też do wniosku, że CBA zgromadziło materiały operacyjne bez podstawy prawnej i wbrew przepisom, a ówczesny szef Biura Mariusz Kamiński wyłudził zgodę na stosowanie podsłuchu na podstawie faktów niezgodnych z rzeczywistością.

Kilka miesięcy później Prokuratura Generalna po analizie akt śledztwa uznała, że decyzja o umorzeniu była przedwczesna; sprawa została podjęta na nowo i przekazana do dalszego prowadzenia do Gdańska. Jak wyjaśniał wtedy rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk istniała możliwość odmiennej interpretacji przepisów, „która pozwoliłaby prokuratorom uznać za dowód wyniki niektórych czynności operacyjno-rozpoznawczych” CBA.

O sprawie pisała "Gazeta Polska". W publikacji pt. "Seremet chroni kolegów przed prokuraturą" w 2012 r. napisała, że "jedną z kluczowych postaci tej afery jest sędzia SN (...), dobry znajomy prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta". Gazeta podała nazwiska sędziów, którzy - według niej - byli przedmiotem operacji specjalnej CBA o kryptonimie "Alfa". Pisano m.in., że jeden z sędziów SN miał pomóc rozpracowywanemu przez CBA pośrednikowi w napisaniu pisma procesowego do SN, które inny sędzia SN - po kontakcie z tym pośrednikiem - przyjął potem do rozpoznania przez SN.

Wskazani w publikacji sędziowie SN zaprzeczyli zarzutom opisanym w "GP". Pierwszy prezes SN Stanisław Dąbrowski (zmarły w 2014 r.) oraz szef i sędziowie Izby Cywilnej SN wyrażali "oburzenie oraz zdecydowany protest przeciwko bezpodstawnemu pomawianiu" sędziów SN o działania korupcyjne. Oświadczyli, że "zawarte w doniesieniach prasowych spekulacje, pełne sprzeczności i niedomówień, nieprawdziwe i niemające pokrycia w faktach, w sposób niedopuszczalny podważają autorytet sędziów i zaufanie do najwyższego organu wymiaru sprawiedliwości w Polsce".

Dąbrowski mówił, że taka pomoc sędziego SN, o której piszą media, byłaby "naganna i uzasadniałaby ściganie dyscyplinarne". Podkreślał też, że "jak dotąd nie ma żadnych materiałów pozwalających rzucać cień podejrzenia na nieskazitelność charakteru któregokolwiek z sędziów SN". Jego zdaniem sprawa wynikła z tego, że "pewien pan przegrał sprawę w SN i poszedł do CBA zawiadamiając, że dał łapówkę osobie lub osobom podającym się za pośredników w kontaktach z sędziami, a mimo to przegrał sprawę". "To nie daje żadnych podstaw do sugerowania korupcji w SN" - podkreślał. (PAP)