Jeśli reformę sądownictwa  mają tworzyć pracownicy zatrudnieni w sądach, to nie może jedna osoba wykonywać pracy z trzech etatów za jedną pensję, poniżej 3 tys. zł . Ci ludzie nie mają motywacji - przekonywali w Polskim Radiu 24 przedstawiciele związków zawodowych.

 - Manifestacja ma pokazać, że jesteśmy niezadowoleni z naszych wynagrodzeń i z tego, że wicepremier Mateusz Morawiecki chce zamrozić nasze płace w przyszłym roku. Mówimy temu absolutne stop - mówiła podczas manifestacji przewodnicząca MOZ NSZZ "Solidarność" Pracowników Sądownictwa Edyta Odyjas.
Postulatami protestujących jest podwyższenie płacy o 10 proc. A ponadto żądają zmiany rozporządzenia pracowników prokuratury i urzędników w sprawie płac. Chodzi głównie o nielogiczne "widełki płacowe" przewidujące wynagrodzenie od kwoty minimalnej do 12 tys. zł, z których nikt nie korzysta.
Jak informowała Edyta Odyjas ze związku zawodowego Solidarność Pracowników Sądownictwa, w soboty pracownicy sądów pracują za darmo. Podbijają karty obecności i potem wracają do sądów, gdyż mają świadomość, że na załatwienie sprawy czekają obywatele. Dlatego niech 13 listopada choć raz ci pracownicy zrobią sobie 15 minutową przerwę i odejdą od biurka - apelowała.

- W sądzie nie ma ciepłych posadek, tam protokolantka siedzi na sali sądowej nieraz po 8 godzin, bez przerwy - podkreśla Odyjas.
Do Warszawy przyjechała grupa 2 tys. osób.
- Jeśli dzisiaj komuś nie zostanie przyznany areszt, czy nie będzie można przesłuchać świadka, to sygnał, w jaki urzędnicy prokuratur mogą zaznaczyć swój protest - mówił Robert Zawada, ze Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP. Każdy z nas jest związany z prokuraturą, a średnia wieku wśród nas wynosi 47 lat. 
Średnia płaca zasadnicza w sądach to 2 100 - 2 300 zł miesięcznie na rękę. Jednak pracownicy nie mają żadnej ścieżki awansu. Żądanie podwyżki 10 proc. to jest 345 zł na etat i duży zastrzyk finansowy - podkreślają związkowcy.